sobota, 28 marca 2015

Rozdział piąty. Którędy teraz?





Rozdział piąty. Którędy teraz?

Koniec postoju, pora ruszać. I co z tego, że brama nadal stoi zamknięta. Co z tego, że nikt - pomimo naszych próśb - nam jej nie otworzył.
Pora iść, przez szpary w drzwiach choćby przeniknąć.

Idziemy, po omacku teraz, bo przecież nikt nie zostawił nam mapy. Kierunkowskazów też w naszej drodze brak.
Idziemy, bo taki rytm dyktuje nasze serce.

Idziemy, nie wiedząc kogo lub też co spotkamy po drodze. Sam cel też nie jest nam znany...Czy się boimy?
Owszem.
I kiedy strach drapie nas po plecach, obracamy się i dostrzegamy na ów drodze kata.
Z toporem w ręce.
i tylko od nas zależy czy staniemy z nim do walki - czy będziemy bronić swego celu, nie bacząc na obrażenia, których doznamy
Czy też, w tejże chwili poprosimy by swym ostrzem odrąbał nam głowę, by w ten sposób zaprzestać iść dalej.
zaprzestać dalej chcieć.


niedziela, 8 marca 2015

Rozdział czwarty. Poczekalnia.





Rozdział czwarty. Poczekalnia.


"Powinno istnieć słowo określające mikroskopijną iskierkę nadziei, którą człowiek boi się dostrzec w lęku, że samo spojrzenie ją zgasi, jak przy próbie obejrzenia fotonu. Może tylko czekać przy niej, patrzeć obok niej, patrzeć poza nią, aż stanie się dość mocna. By zaistnieć realnie."


Czekać. Poczekać. Przeczekać. Trzeba mi.

I tak oto w rozdziale czwartym mojej wędrówki zatrzymujemy się, siadamy gdzieś na uboczu i... czekamy.
W poczekalni pełnej dziwnych myśli - półżywych zombie, bezgłowych trupów. Gdzie każdy z nich ma wielkie oczy i ostre szpony. Unikasz ich dotyku ale czujesz, że coraz bliżej im do Ciebie.
Czekasz a im dłużej to trwa tym coraz mniej wiary, że to czekanie się skończy.

Czekamy.
Aż otworzy się przed nami brama prowadząca w dalszą podróż. Albo na powrót, bo ów drogi dalszej nie będzie.

Zaszliśmy daleko. Zaszliśmy pokonując własne ograniczenia. Pokonując po drodze bariery własnego umysłu. Teraz jest on wolny, naznaczony nie przeszłością a wiarą w przyszłość.

Zatrzymaliśmy się. Nie z powodu własnego strachu czy też braku sił.
Czekamy, bo nie wszystko zależy od nas. I nie na wszystko mamy wpływ.

Czas upływa. Cisza wokół której teraz siedzimy drażni.
Denerwuje.
Siedzimy i patrzymy przed siebie. Co widzimy?
Ciemność.
Przeklętą nicość.
Czujemy jak nasze nogi porywają się do wędrówki. Jak nasze ciało bardzo chce biec.
A póki co musimy tkwić tu, w bezruchu.

Takie czekanie męczy.
Zabija poczucie bezpieczeństwa, bo pejzaż naszej ciszy przynosi najgorsze scenariusze.

Lepiej  przecież poznać najgorszą prawdę niż żyć w poczuciu niewiadomej.
A im bliżej celu jesteśmy tym więcej w nas obaw.
Bo im więcej muskamy rzeczy, które czekają nas za zamkniętą bramą, tym bardziej upewniamy się, że chcemy ich dotykać. Chcemy w nich zaistnieć.

Czekać. Poczekać. Przeczekać. Trzeba mi.

Bo kiedyś przyjdzie takie jutro, w którym przyjdzie i odpowiedź.